0
metia 25 grudnia 2020 20:55
Rzuciliście kiedyś niezobowiązująco w rozmowie z mieszkającymi w innym mieście czy kraju znajomymi pytanie – „A może byście kiedyś nas odwiedzili”? Pewnie nie raz. No więc my (czytaj ja i małżonek) takie pytania traktujemy zupełnie serio i zawsze przyjeżdżamy :P

I tak we wrześniu wylądowaliśmy na weekend w domku znajomych nad jeziorem. A jako że miejscówka była w połowie drogi nad morze, to postanowiliśmy skorzystać ze złożonego przez innych znajomych zaproszenia na weekend w Hamburgu ;) I zostało tylko zaplanować przystanki po drodze – padło na Stralsund, Rugię i Lubekę. I tak oto mieliśmy już zaplanowany cały wyjazd, pozostało wsiąść w samochód i pomknąć S5 w stronę Leszna.

Naszym pierwszym przystankiem były Dominice nad Jeziorem Dominickim, gdzie stał rzeczony domek. Po przybyciu na miejsce okazało się, że zebrała się niewielka (obostrzenia pandemiczne ;)), ale zacna ekipa. Przyznam szczerze, że za wiele się w związku z tym nie działo. To znaczy działo się, tylko w domku ;) Nad jeziorem byliśmy przez chwilę w piątkowy wieczór, a w sobotę odbyliśmy krótki spacer przez okoliczne tereny leśne. Jak na dorosłych, odpowiedzialnych ludzi przystało – oczywiście większość spaceru odbyła się po zmroku, bo kto by tam chciał oglądać widoki ;) Więc zdjęć za wiele nie mam. W zasadzie to tylko te trzy. Ale znajomi twierdzą, że okolica piękna. Pozostaje mieć nadzieję, że jeszcze kiedyś nas zaproszą, to może się przekonam ;)

d1.jpg



d2.jpg



d3.jpg



W pierwotnym planie mieliśmy wyruszyć z Dominic w stronę Stralsundu w poniedziałek rano, ale okazało się, że gospodarze muszą wrócić do Wrocławia w niedzielę po południu, więc zarezerwowaliśmy na szybko nocleg we wschodnim Berlinie i też ruszyliśmy w dalszą drogę.

Oczywiście niedzielne popołudnie to nie jest najlepszy czas na wjeżdżanie do Berlina, więc postaliśmy w korku, a w sumie to nawet w kilku. Po przyjeździe do hotelu nie zostało nam więc zbyt wiele czasu na przemieszczanie się, więc po prostu zjedliśmy kolację w jednej z moich ulubionych knajp - Umami F-Hain (jeżeli będziecie mieć okazję, to serdecznie polecam) i pokręciliśmy się po znanej nam całkiem dobrze okolicy (również polecam), a rano przed wyjazdem skoczyliśmy jeszcze ze znajomymi na śniadanie. Muszę przyznać, że poczułam wtedy, jak bardzo brakuje mi regularnych wizyt w Berlinie. W czasach niepandemicznych jestem tam średnio raz w miesiącu w ramach projektów pracowych albo po prostu odwiedzamy znajomych. Niestety, na razie nie zanosi się na powrót do częstych wizyt, więc myślę o tych kilkunastu godzinach z dużym sentymentem…

b.jpg



No ale, przed nami Stralsund, trzeba jechać dalej.

CDN.

Edit: Chciałam dziś dodać też Stralsund, ale muszę zapanować nad zdjęciami, bo są za duże i chyba źle się będzie oglądało. Więc Stralsund jutro :)@eskie
Powiem Ci, że stojąc w korkach na wjeździe do Berlina w tamten niedzielny wieczór też bym nie pogardziła czołgiem. Choćby małym ;)

A tymczasem wracajmy do relacji :)

Na wstępie powinnam napisać, że w pierwotnym planie planowaliśmy noclegi bezpośrednio na Rugii, ale godzina spędzona na przeszukiwaniu booking szybko wybiła nam ten pomysł z głowy. Na tydzień przez przyjazdem ceny noclegów oscylowały w okolicach 150-200 euro za noc, i to wcale nie w luksusowych warunkach. Stanęło więc na Stralsundzie, a na Rugię zrobiliśmy sobie wycieczkę.

Do samego Stralsundu dojeżdżamy bez większych trudności około 16 i bez problemów parkujemy auto na parkingu podziemnym hotelu Zur Post, który znajduje się przy Nowym Rynku. Zajętych jest zaledwie kilka pokoi, więc dostajemy coś na kształt upgradu do niewielkiego apartamentu na ostatnim piętrze. Gdybyście szukali noclegu w Stralsundzie, to jak najbardziej polecam – hotel jest kameralny (chociaż i tak sporo większy, niż wydawałoby się z ulicy), czysty, łazienki po remoncie, chociaż w pokojach meble są nieco retro ;) Ale ja lubię takie klimaty, więc w sumie mi to nie przeszkadzało. Ponieważ z powodu małego obłożenia hotel nie oferował śniadań, dostaliśmy po dwa bony do wykorzystania w pobliskiej restauracji.

Dodam, że przy wjeździe do miasta widzieliśmy policję i inne służby rozkładające barierki w okolicy wjazdu na most prowadzący na Rugię, którą mieliśmy w planie odwiedzić dnia kolejnego. No ale jakoś nas to specjalnie nie zaniepokoiło. A powinno :P Tymczasem w błogiej nieświadomości udaliśmy się na spacer po mieście.

Od razu powiem, że nie był to spacer specjalnie zorganizowany, po prostu przeszliśmy przez najważniejsze punkty zaznaczone na mapce, którą dostaliśmy w hotelu (w jednorazowym opakowaniu – wiadomo dlaczego). Mimo braku planu – a może właśnie przez jego brak? – miasto zrobiło na nas bardzo dobre wrażenie. Po pierwsze stare miasto jest bardzo kompaktowe, po drugie jest tu cała masa gotyckiej cegły (a wiadomo, że gotycka cegła jest spoko), po trzecie widać wyraźne wpływy Hanzy. I wreszcie jest tu po prostu ładnie, stare miasto otacza dużo zieleni i woda, uliczki są wąskie, idealne, żeby się trochę powłóczyć i zgubić. I tak też zrobiliśmy. Przejście od Nowego do Starego Rynku w niespiesznym tempie zajęło nam około dwóch godzin.

st1.jpg



st2.jpg



st3.jpg



st4.jpg



st5.jpg



st6.jpg



st7.jpg



st8.jpg



st9.jpg



st10.jpg



st11.jpg



st12.jpg



st13.jpg



st14.jpg



st15.jpg



st16.jpg



st17.jpg



st18.jpg



st19.jpg



st20.jpg



st21.jpg



st22.jpg



Na Starym Rynku zrobiliśmy przerwę na napoje. W menu barów i restauracji króluje oczywiście Stoertebecker, co bardzo ucieszyło mojego małżonka, który jest wielkim fanem tego właśnie browaru. Jeszcze bardziej ucieszył się widząc w karcie gatunki, których nie miał jeszcze okazji próbować, jak np. Arktik-Ale i Polar Weizen.

st23.jpg



st24.jpg



st25.jpg



Wzmocnieni procentami udaliśmy się spacerem w stronę portu, gdzie mieliśmy nadzieję coś zjeść. Niestety, większość restauracji zamykała się ok. 20 (w tym mała budka na nabrzeżu z daniami rybnymi, którą planowaliśmy odwiedzić - Flipper - Das Räucherschiff, na zdjęciu), więc ostatecznie skończyliśmy wieczór w greckiej knajpie, która miała tę zaletę, że była otwarta. Poza tym pan kelner co chwilę przychodził i dolewał gościom ouzo, a jak wiadomo ouzo nigdy nie za douzo ;)

st26.jpg



st27.jpg



st28.jpg



Na koniec czekał nas jeszcze wieczorny spacer do hotelu – bardzo zresztą przyjemny, bo noc była nadspodziewanie ciepła. Spać poszliśmy spokojnie, z myślą o czekającej nas kolejnego dnia objazdówce po Rugii…@boots
Będą w dalszej części. Natomiast w trakcie naszego pobytu w Hamburgu trwały strajki branży rozrywkowej (część lokali nie została objęta pomocą w ramach tarczy), więc nie było tam tak aktywnie, jak by być mogło.Kolejny dzień przywitał nas wspaniałą pogodą, zdecydowanie najlepszą w trakcie całego wyjazdu. Wrześniowe słońce, ciepło, lekki wiatr, do tego dobre śniadanie zjedzone w ogródku restauracji – czy można byłoby wyobrazić sobie lepszy początek wycieczki?

Niestety dalej było już tylko gorzej. Po wyjeździe z parkingu nawigacja pokazała nam spory korek przy wyjeździe z miasta w kierunku Rugii i zamkniętą drogę przez most. Po około kwadransie udało nam się dowiedzieć, jaka była jego przyczyna – nowy most był zamknięty z powodu prac konserwacyjnych i malarskich. Na cały tydzień. No więc nie wiem, jak to się dzieje, ale ja chyba mam talent do przyjeżdżania w miejsca w trakcie tego typu robót… Kopułę Reichstagu zobaczyłam chyba przy piątym wyjeździe do Berlina, bo w trakcie pierwszych czterech zawsze trafiało mi się doroczne mycie okien ;)

Ale wracając do tematu. Poza nowym mostem na Rugię prowadzi jeszcze stary most, którym poprowadzono objazd. Niestety ten most nie ma dostatecznie dużej wysokości i co jakiś czas musi być otwierany, żeby do portu w Stralsundzie mogły wpływać statki. I, jak poinformował nas miły pan policjant – takie otwarcie właśnie się zbliża, więc wszystkie samochody kierowane są objazdem przez Stahlbrode, skąd na Rugię dowozi prom, któremu specjalnie zwiększono częstotliwość kursowania. Chcąc nie chcąc, pojechaliśmy w stronę promu…

Jak zapewne domyślacie się, nie byliśmy jedyni, tym bardziej, że od drugiej strony policja również kierowała na tę przeprawę. Na miejscu zastaliśmy więc kilkusetmetrową kolejkę samochodów, która z każdą minutą rosła (kiedy wjeżdżaliśmy na prom, miała już ponad 3 kilometry). Niestety, wbrew zapewnieniom pana policjanta, prom jakoś wcale nie chciał kursować częściej. Powiem więcej – jeden z dwóch promów po prostu majestatycznie sobie stał, stając się celem niewybrednych komentarzy czekających w kolejce. Zaliczyłam wobec tego szybkie przypomnienie repertuaru niemieckich przekleństw ;) Poza tym niewiele się działo.

r1.jpg



r2.jpg



W końcu, po blisko dwóch godzinach czekania i zapłaceniu ok. 10 euro, udało nam się wjechać na prom i zjechać z niego na Rugii.

r3.jpg



r4.jpg



Niestety stan rzeczy był taki, że zamiast być na Rugii ok. 10.30, byliśmy tam o 13.00. I tych 2,5h zdecydowanie nam na koniec dnia zabrakło do realizacji planu. A plan był napięty – w ciągu dnia mieliśmy w planie zobaczyć kolejkę Rasender Roland, Prorę, okręt podwodny w Sassnitz, kredowe klify i latarnię morską na Kap Arkona.

Jako że główna stacja kolejki wąskotorowej, Putbus, była stosunkowo niedaleko nas, zaczęliśmy od przejazdu właśnie tam. Tam też po raz pierwszy boleśnie doświadczyliśmy problemu, jakim jest na Rugii parkowanie. Dokonaliśmy zatem podziału ról – ja w samochodzie czaiłam się na miejsce parkingowe, a małżonek udał się na poszukiwanie Rolanda.

Być może jest to dobre miejsce, żeby wyjaśnić, czym jest Rügensche Bäderbahn aka Rasender Roland. Jest to wąskotorowa, parowa kolejka, funkcjonująca w środkowej, wschodniej i południowo-wschodniej części Rugii od końca XIX wieku. Pierwotnie składało się na nią więcej odcinków (m.in. linia ze starego portu w Sassnitz do Putbus oraz linia Bergen-Altenkirchen, na której środkowym odcinku pociąg był przeprawiany promem). Obecnie funkcjonuje jedynie linia Putbus-Göhren, w wybranych godzinach również z dodatkowym odcinkiem do Lauterbach Mole (co ciekawe ten odcinek dobudowano już współcześnie, pod koniec lat 90. XX wieku). Przejechanie całej trasy zajmuje ok. 2 godzin. Główną stacją jest – jak już wspomniałam - Putbus, które ma również regularne połączenie kolejowe ze Stralsundem. Można więc przyjechać na wyspę pociągiem DB, a następnie pomknąć dalej Rolandem.

r5A.PNG



Rasender Roland jest dość popularną na Rugii atrakcją turystyczną – część składu stanowią odrestaurowane, blisko stuletnie wagony oraz otwarte wagony widokowe, a większość parowych lokomotyw jeżdżących na trasie pochodzi z Saksonii (przetransportowano je na Rugię po likwidacji kolejek wąskotorowych w tym rejonie).

r5B.jpg



r6.jpg



r7.jpg



Niestety, jak widać na zdjęciach, lokomotywy parowej w Putbus nie udało nam się złapać (na stacji stały tylko wagony), więc małżonek powrócił do auta niepocieszony. Dzierżył za to w ręce ulotkę o lokalnej musztardzie, którą to pobrał ze stojaka z informacyjnego koło budynku stacji. No i tak do naszego napiętego planu doszedł punkt pt. zakup musztardy. Z ulotki wynikało, że można go dokonać na lokalnym targu, na który mój małżonek postanowił pojechać, jako że musztardę darzy szczególnym afektem (niczym Makłowicz fasolkę po bretońsku). No więc pojechaliśmy, chociaż było to zupełnie nie w tę stronę. Oprócz tego było to też zupełnie bez sensu, ponieważ targ okazał się być totalnym turystycznym pierdolnikiem z absurdalnie drogim parkingiem. No ale musztarda została kupiona :lol: I zobaczyliśmy całkiem ładny, kompaktowy port, więc niech on reprezentuje ten niezbyt udany punkt wycieczki ;)

r8.jpg



r9.jpg



Kiedy już udało nam się przedrzeć przez tłum i nie stracić cennych zakupów, byliśmy mocno wkurzeni i głodni. Rozpoczęliśmy więc poszukiwanie miejsca na szybki obiad i tak wylądowaliśmy jeszcze dalej na południe w Thiessow, czyli na zupełnie przeciwnym krańcu wysypy niż reszta punktów z naszego planu. Niemniej jednak zakupione na miejscu rybne specjały nieco poprawiły nam humor, tym bardziej, że skonsumowaliśmy je w całkiem zacnych okolicznościach przyrody.

r10.jpg



r11.jpg



r12.jpg



Cała wyprawa na południe wysypy okazała się mieć jeszcze jedną zaletę – w drodze powrotnej udało nam się załapać na zamknięty przejazd i sfotografować lokomotywę parową prowadzącą Rolanda. Ufff, jeden punkt z listy odhaczony (była 14.30).

r13.jpg



Kolejnym przystankiem z listy była Prora. Po drodze mieliśmy jeszcze w planie zahaczyć o Binz, ale – suprise, suprise – pokonały nas kłopoty z parkowaniem. Wszystkie parkingi w miarę blisko plaży były zajęte, a że czas nas gonił, to nie za bardzo mieliśmy czas na spacery miasteczko.

Zatem Prora… Myślę, że większość forumowiczów w jakimś stopniu kojarzy to miejsce, które miało być perłą w koronie narodowosocjalistycznego programu Kraft durch Freude. Budowane w latach 1935-1939, obsługiwane przez własną stację kolejowa, miało umożliwić jednoczesny, w pełni kontrolowany wypoczynek 20.000 ludzi w 8 identycznych, położonych nad samym morzem blokach. Ostatecznie projekt nie został ukończony, a po II WŚ budynki zostały przejęte najpierw przez Armię Czerwoną, a potem przez armię NRD. I tak Prora na dziesięciolecia została zamieniona na strefę zamkniętą, by wreszcie po zjednoczeniu Niemiec stać się zabytkiem, popaść w ruinę, a w końcu zamienić się w ogromny kompleks hotelowo-apartamentowy…

r14a.png



Wiedzieliśmy, że prace nad tym ostatnim są zaawansowane, ale nie byliśmy do końca pewni, jak bardzo. Dlatego też postanowiliśmy zatrzymać się najpierw w okolicach przystanku kolejowego Prora Ost. Po dotarciu do głównych budynków stwierdziliśmy, że tu wszystko jest już odnowione, więc podeszliśmy tylko na chwilę na plażę i pojechaliśmy na północny kraniec ośrodka.

r14b.jpg



r15.jpg




Dodaj Komentarz

Komentarze (3)

eskie 26 grudnia 2020 12:08 Odpowiedz
metia napisał:jak bardzo brakuje mi regularnych wizyt w Berlinie.Jak kończył się komunizm i wszyscy jeździli do Berlina na handel, zapytałem mojego dziadka (rocznik 1911), czy byśmy nie pojechali. Odpowiedział, że nie ma sprawy, tylko, że mam zorganizować jakiś czołg bo inaczej nie jedzie.
boots 26 grudnia 2020 13:05 Odpowiedz
A fotki z Reeperbahn?
metia 26 grudnia 2020 13:29 Odpowiedz
@bootsBędą w dalszej części. Natomiast w trakcie naszego pobytu w Hamburgu trwały strajki branży rozrywkowej (część lokali nie została objęta pomocą w ramach tarczy), więc nie było tam tak aktywnie, jak by być mogło.